środa, 28 grudnia 2011

Kinga Anna Preis -polska aktorka

KIM JEST Kinga Preis, aktorka i artystka. GDZIE zagrała?

Kinga Preis to jedna z najbardziej znanych i lubianych polskich aktorek, nagradzana za wiele ról teatralnych, filmowych i telewizyjnych. 

KIM JEST Kinga Preis, aktorka i artystka. GDZIE zagrała?
Kinga Preis to jedna z najlepszych polskich aktorek, której kreacje aktorskie są wyraziste i do głębi prawdziwe.
fot.: Piotr Grzybowski

Gdzie zagrała Kinga Preis

Kinga Preis to jedna z najlepszych poslkich aktorek- jej kreacje aktorskie są wyraziste i do głębi prawdziwe. Z najbardziej znanych filmów, w kórych zagrała Kinga Preis należy wyróżnić "Symetrię", polski film z 2003 roku, w którym zagrała u boku Andrzeja Chyry. Z aktorem spotkała się także na planie znanego filmu "Komornik", gdzie zagrała dawną miłość głównego bohatera - Gosię.
Kinga Preis zagrała także w filmach: "Samotność w sieci", "Dom Zły", a także w hicie ostaniego roku "Sala Samobójców". Od 2008 roku Kinga Preis gra także jedną z głównych ról w serialu "Ojciec Mateusz", gdzie wciela sie w rolę Natalii, gospodyni księdza.

Krótka biografia Kingi Preis

Kinga Preis urodziła sie w 1971 roku we Wrocławiu. Ukończyła Państwową Wyższą Szkołe Teatralną i rozpoczęła pracę w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Szybko zyskała sympatię widzów i za swoje role, zarówno teatralne jak i filmowe, uzyskała wiele nagród. Jedną z nich była Złota Kaczka przyznana przez czytelników miesięcznika Film.
W 2006 roku doceniono jej kreacje nagrodą im. Zbyszka Cybulskiego. Największym odznaczeniem została jednak wyróżniona w 2010 roku. Kindze Preis przyznano państwowe odnaczenie - Krzyż Zasługi.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx


Aktorka uzależniona

Bójka w błocie przy temperaturze bliskiej zera. Psychiczne wybebeszanie i opowiadanie o najintymniejszych przeżyciach. Ciągła trema i lęk przed publicznym blamażem. Taką cenę płaci Kinga Preis za to, że gra. I choć czasem pyta siebie: warto?, nie odpuści. Bo aktorstwo jest jak nałóg, z którego w dodatku nie chce wychodzić.
Kinga Preis jak dotąd nie zaliczyła żadnej artystycznej wpadki  
/Piotr Porębski/Metaluna 
Twój Styl: Doba przed premierą. Co robi Kinga Preis aktorka?
Kinga Preis: Wczesnym popołudniem odzywa się nerw żołądkowy w melodyjnych miejscach brzucha. Zamieram, spowalniam. Oddalam się od myślenia o spektaklu. Jestem jak zahibernowana. Gdy narasta niepokój, ruszam przez mieszkanie: odkurzam, pucuję, sprzątam. Praca fizyczna dobrze mi robi.
Bliscy chodzą na palcach?
- Mąż usiłuje rozładować sytuację. Stara się być beztroski i co jakiś czas rzuca dowcipne uwagi. Wkurza mnie. Marzę, żeby z synem pojechali na wycieczkę, a mnie zostawili ze ścierką od kurzu. Co prawda ja uważam, że jestem aniołem cierpliwości, ale Piotr powtarza, że przed premierą jest zdecydowanie inaczej.
Mała awantura nie oczyściłaby atmosfery?
- To byłby falstart emocjonalny. Zużyłabym energię przeznaczoną na scenę.
Pojawia się strach?
- Paniczny. Przed blamażem, pomyłką sceniczną, paraliżuje mnie myśl, że język stanie kołkiem, że tekst się poplącze...
Ale to się i tak zdarza?
- Jasne, choć wierzymy, że tylko innym. Na szczęście publiczność uwielbia wpadki. Ludzie cieszą się, że aktor jest równie ułomny jak każdy. Na dodatek w tych potknięciach bywa urokliwy. Widzowie nie mają przed sobą ideału, lecz spoconego ze wstydu człowieka, śmiesznego i nieporadnego.
To tragedia dla aktorki?

Cytat


Ludzie cieszą się, że aktor jest równie ułomny jak każdy. Na dodatek w tych potknięciach bywa urokliwy.
Kinga Preis
- Bez przesady. Najgorszy jest strach, a nie sama pomyłka. W końcu mój błąd wywołuje najwyżej uśmiech na widowni. Znam proporcję, nie dramatyzuję. Parę lat temu śpiewałam dość trudną piosenkę Nicka Cave’a "Cyrk": „Padało i dolinę wypełnił straszny odór, bo zezwłok parujący wypłynął nagle z grobu”. Zaśpiewałam: „padało” i... biała plama w mózgu, więc powtarzam: „padało, padało i padało, a tego padania – nadal nie pamiętam, więc modlę się o jakieś skojarzenie – było wciąż za mało”. I popłakałam się na scenie ze śmiechu: Panie Boże, dlaczego nie podsunąłeś mi zgrabniejszego rymu. Podobno wyglądałam przekonująco z tą łzą w oku.
W świecie aktora najważniejszy jest tekst...
- Żyłam w przekonaniu, że tak jest i że przejęzyczenie zmienia sens wypowiedzi. Raz czy dwa przydarzyło mi się to na scenie. Po spektaklu zwierzam się znajomym: „Tak się walnęłam, że nie było co zbierać”. Naprawdę? – pytają. Okazuje się, że nikt nie zauważył pomyłki. Ludzie idą za emocjami aktora. Wciągam ich do swojego świata, oni podążają za bohaterką, którą gram, przejmują się jej losami. Nikt nie śledzi sylab wychodzących z moich ust.
Ignoruję recenzje. I dobrze. Wiem, jak potrafią zaboleć - przyznaje Kinga Preis  
/Piotr Porębski/Metaluna 
Jak to jest z zapamiętywaniem tekstu?
- Przed spektaklami, zwłaszcza muzycznymi, które są dla mnie szczególnie stresujące, obsesyjnie powtarzam tekst. Im częściej, tym bardziej się denerwuję i gubią mi się słowa. Ale kiedy już stoję na scenie, nagle przed moimi oczami „wyświetla się” tekst piosenek. Przesuwa się zwrotka za zwrotką. Śpiewam z promptera, którym jest mój mózg. Mam tylko nadzieję, że się nie zawiesi.
Strach jest twórczy?
- Na ogół tak, ale można wpaść w spiralę strachu. Tak miałam przed pewnym koncertem. Czułam się wtedy przed mikrofonem jak galareta bez żelatyny. Mam wrażenie, że z biegiem lat jest gorzej. Niedawno podczas koncertu zobaczyłam w kulisie znanego aktora u szczytu kariery. Kręcił się w kółko i wciąż powtarzał jedno zdanie. Przeraziłam się. O rany! Żeby mnie to nigdy nie dotknęło!
Jaki moment jest najważniejszy?
- Około kwadransa przed wejściem na scenę. Podchodzę do kurtyny. Staję w ciemnościach. Słyszę przytłumione odgłosy z sali i ciche stękanie rozgrzewających się reflektorów. Dostrajam się do otoczenia, często wizualizuję początek spektaklu. Otwieram się na energię płynącą z widowni.
A potem, gdy kurtyna idzie w górę...
- W trudnych sztukach zawsze czekam na kulminacyjną scenę zazwyczaj dramatyczną: kłótni, gwałtu, zbrodni... Potem mam już z górki. Trzy lata temu grałam w sztuce "One" Moniki Pęcikiewicz na motywach "Trzech sióstr" Czechowa. W kluczowym momencie moja bohaterka przechodziła od stanu absolutnej lekkości do stanu totalnego zniszczenia. To wszystko w monologu trwającym kilka minut. Przez cały spektakl myślałam tylko o nim. Wisiał nade mną jak miecz Damoklesa. Uwielbiałam spektakl, ale nie cierpiałam tego momentu, w którym moja bohaterka rozpada się na oczach widzów, przechodzi przez degradację fizyczną i psychiczną, nie ma siły ani mówić, ani płakać.
- Zauważyłam, że niektórzy widzowie, zwłaszcza młodzi, nie radzą sobie z odbiorem takiej gamy intensywnych przeżyć. Karmieni od lat prostymi scenami, mają kłopot z odczytaniem bogactwa przeżyć buzujących w jednej osobie. Reakcją obronną takiej widowni jest śmiech lub po prostu tkwią wbici w fotel.

Cytat


Najciekawsze jest poszukiwanie inspiracji we własnej świadomości, grzebanie we wspomnieniach. Nigdy nie pociągały mnie studia historyczne nad postacią, detaliczne rozpracowywanie życiorysów.
Kinga Preis
Wbić widza w fotel – nieźle. Jak przygotowuje się pani do roli?
- Ostatnio sporo pracuję z Janem Klatą. Reżyser wiele uwagi poświęca na rozbudzenie wyobraźni. Puszcza na przykład aktorom muzykę od klasycznej po alternatywną. Dla mnie to najistotniejszy moment uruchamiający kreatywność. Zamykamy się w sali, gasimy światło i słuchamy. Janek jest do pewnego momentu bardzo cierpliwy w tych poszukiwaniach. Ostatnio reżyserował spektakl na podstawie tekstu "Utwór o matce i ojczyźnie" Bożeny Keff o tym samym tytule. Pojawiają się tam postacie skonfliktowanej matki i córki.
- Przygotowując się, oglądaliśmy film biograficzny "Szare ogrody" o toksycznych relacjach matki i córki, kuzynek Jackie Kennedy. Zaczęłam przypominać sobie, jak byłam traktowana w domu, jak sama traktuję dziecko. Najciekawsze jest poszukiwanie inspiracji we własnej świadomości, grzebanie we wspomnieniach. Nigdy nie pociągały mnie studia historyczne nad postacią, detaliczne rozpracowywanie życiorysów. Gdy mamy już w głowach przemyślenia, wkracza reżyser.
Opowiada pani o swoich prywatnych przeżyciach?
- Często, bo tworzenie postaci jest czynnością intymną. Moja mama wychowywała mnie samotnie i pewnego dnia chciała wyjść do sąsiadki. Nakarmiła, wykąpała, poczytała i uśpiła. Po jej wyjściu obudziłam się i krążąc po pustych pokojach, zanosiłam się potwornym płaczem, wzywając mamę. W sztuce jest podobna scena. Po spektaklu podchodziły do mnie różne kobiety i opowiadały o niemal identycznych emocjach związanych z lękiem przed utratą matki.
Zwykłe życie może pobudzić wyobraźnię?
- Często obserwuję ludzi w autobusie, sklepie. Bardzo lubię oglądać filmy dokumentalne. Przed pracą u Agnieszki Holland w filmie o mężczyźnie i jego żonie ukrywających lwowskich Żydów zobaczyłam świetny reportaż. Wypowiadali się w nim ludzie ocaleni z Holocaustu przez Irenę Sendlerową. To wszystko są cegiełki, z których buduje się rolę.

To do niej trafiają scenariusze, o których inni aktorzy mogą tylko pomarzyć   /Piotr Porębski/Metaluna /Twój Styl
To do niej trafiają scenariusze, o których inni aktorzy mogą tylko pomarzyć  
/Piotr Porębski/Metaluna 
Kiedy przychodzi moment, że czuje pani: ja i moja postać to jedno?
- Bywa różnie. Czasami aż do premiery mam wrażenie kompletnego pogubienia i trzeba mi kilku pierwszych spektakli, żeby się przestać bać, żeby rola się osadziła. Nieraz wpadam na dobry pomysł i już na dwa tygodnie przed końcem prób jestem gotowa. Ale aktor nie ma nigdy obiektywnego osądu własnej osoby. Nieraz myślę, że dziś poszło wspaniale, a reżyser jest niezadowolony, albo gdy ja uważam, że miałam gorszy dzień, powtarza, że było super.
Technika pomaga w odtwarzaniu po raz kolejny tej samej roli?
- Nie rozwijam w sobie umiejętności technicznych. Mierzę się z własnymi słabościami, jakich mam mnóstwo. I może dlatego ten zawód jest dla mnie fascynujący. Zawsze jest inaczej, bo człowiek każdego dnia jest inny. Nie nudzę się.

Cytat


Czasami aż do premiery mam wrażenie kompletnego pogubienia i trzeba mi kilku pierwszych spektakli, żeby się przestać bać, żeby rola się osadziła.
Kinga Preis
W jaki sposób odreagowuje pani po wymagającym spektaklu?
- Nie idę do knajpy, nie wypijam drinka. Wracam do domu, ale nie zasypiam. Jestem jeszcze w emocjach. Do późnej nocy pstrykam po kanałach telewizora, czytam po kilka książek naraz, szperam w lodówce, nastawiam muzykę – słowem miotam się. Jestem na zbyt dużych obrotach, żeby po prostu przytulić się do męża i zasnąć.
Czy sztuczki aktorskie przydają się w codziennym życiu?
- W życiu jestem bardzo złą aktorką, bo jeszcze nie udało mi się wyłgać z żadnego mandatu. Nigdy też nie pozwoliłabym sobie na aktorzenie przed mężem czy synem. Owszem, nasze kłótnie domowe są bardzo teatralne, ale nie używam w nich umiejętności aktorskich. Bliscy potrafią mnie w tak naturalny sposób wkurzyć, że złość jest autentyczna. Chyba zwykli ludzie bardziej grają na co dzień niż przeciętny aktor. U mnie jest na odwrót. Spostrzeżenia z prawdziwego życia często wykorzystuję w rolach.
Wszyscy kochamy ją za rolę Natalii
Dopiero rola gospodyni księdza Mateusza sprawiła, że pokochaliśmy ją wszyscy!
Wierzy pani w aktorskie przesądy?
- Nie wierzę, ale... Poddałam się tradycji teatralnej podczas swego debiutu "Kasi z Heilbronnu" u Jerzego Jarockiego. Przed spektaklem większość zespołu weszła na scenę i kazała mi ją pocałować. Poruszyły mnie te „zaślubiny”. Aha, zawsze, zanim kurtyna pójdzie w górę, daję partnerowi kopniaka „na szczęście”. Przed spektaklem "Utwór o matce i ojczyźnie" stajemy w kręgu, chwytamy się za ręce i wydajemy okrzyk, który zagrzewa nas do teatralnego boju.
Która z ról kosztowała panią najwięcej?
- Rola siostry Wandy Boniszewskiej w spektaklu "Stygmatyczka" realizowanym dla Sceny Faktu Teatru Telewizji. Doświadczała przez całe życie niewyobrażalnych cierpień. Otwierały się jej rany na rękach, nogach, boku. Była torturowana i poddawana doświadczeniom w stalinowskich więzieniach. Doprowadziła do nawrócenia wielu oprawców. Mieszkając w domach bezhabitowego Zgromadzenia Sióstr od Aniołów, opiekowała się księżmi, przyjmując na siebie ich grzechy.
Współczesnej kobiecie chyba trudno to pojąć.
- Zrozumieć osobę godzącą się na cierpienia, które ją przerastają – niezwykłe zadanie. Przeciętny człowiek przyjąłby leki przeciwbólowe i uciekł od męczarni. Miałam z tą rolą problem. Jestem osobą, która ma bardziej uśmiechnięte spojrzenie na świat i człowieka. Szybko jednak pojęłam, że próby zrozumienia tego, co działo się z moją bohaterką, są skazane na porażkę. Musiałam „wtulić” się w jej ramiona, uwierzyć i poddać się temu, co ona przechodziła. To była zdecydowanie najtrudniejsza rola pod względem emocjonalnym.

Cytat


W życiu jestem bardzo złą aktorką, bo jeszcze nie udało mi się wyłgać z żadnego mandatu.
Kinga Preis
A pod względem fizycznym?
- W "Domu złym" Wojtka Smarzowskiego. Kluczowa scena rozgrywa się w nocy podczas burzy. Ja i moje ciało do dziś pamiętamy wszystkie noce spędzone w przejmującym zimnie i w strugach deszczu.
Deszcz był prawdziwy?
- Z hydrantu, miał tylko kilka stopni ciepła. Marian Dziędziel wyprowadzał cios, a ja w cienkiej koszulce wpadłam w sam środek mazi. Błoto wdzierało się wszędzie. Umieram, myślałam, nie zagram tej sceny. Wpadłam w rodzaj hipotermii. Byłam skupiona na tym, aby nie odwieść ręki od tułowia, bo ulotni się resztka ciepła i lodowate błoto wleje się pod pachy. Wreszcie koniec sceny.
I gorący prysznic!
- Na tym pustkowiu? Ewa Drobiec, moja charakteryzatorka, wpakowała mnie do balii, w konewkach i w wiadrach stała podgrzana woda. Rozebrałam się do naga, a ona zmywała ze mnie pokłady błota. Rozcierała zziębnięte ciało, powtarzając: „Będzie pani zadowolona, będzie dobrze...”. Pomyślałam, że już nikt nigdy nie zmusi mnie do zanurzenia się w błocie. Wreszcie otulona ręcznikami i jakimiś kołdrami usiadłam na krześle. Wszedł Wojtek. Zwraca się do nas: „Macie naprawdę trudny zawód, podziwiam was, dziękuję”. Na planie takie słowa padają niezwykle rzadko. Po tej przemowie wychodzę na dwór i kręcę w błocie drugi dubel i trzeci. Za każdym razem boli tak samo, jednak postawa reżysera, rodzaj braterstwa, jaki nas i ekipę połączył, pozwoliły wznieść się ponad fizyczność.
Reżyser czarodziej.
- Wspólnie z nim pracujemy nad postacią, a to dla aktora niesamowity wabik. Czasami jesteśmy po prostu „używani”. Inni aktorzy też poszli na całość. W przerwach mokrzy, brudni i zmarznięci wchodziliśmy do przyczepy garderoby i zasypialiśmy jedni na drugich jak zmokłe kocięta. Po godzinie ktoś stukał: „Koniec przerwy!”. I szliśmy ponownie do tego naszego bagienka.

Cytat


Nie rozwijam w sobie umiejętności technicznych. Mierzę się z własnymi słabościami, jakich mam mnóstwo. I może dlatego ten zawód jest dla mnie fascynujący.
Kinga Preis
Czy po tak wymagającej roli czeka pani na recenzje?
- Nie czytam. Kiedyś wpadła mi w ręce recenzja sztuki, w której zagrała świetna wrocławska aktorka pani Krzesisława Dubiel, dziekan szkoły aktorskiej. To był niemerytoryczny, dwuzdaniowy akapit o jej roli w sztuce "Kant" Krystiana Lupy. Recenzent napisał, że grała jak Pani Łyżeczka z dobranocki. Od tej pory ignoruję recenzje. I dobrze, bo wiem, jak niektórych potrafią zaboleć, obniżyć samoocenę. Staram się szukać dobrej energii.
Gdzie można ją znaleźć?
- W charakteryzatorni. Wraz ze zmianą na przykład koloru włosów zmienia się cały człowiek, jego sposób mówienia, chodzenia, myślenia. Największą transformację przeżyłam w serialu "Przeprowadzki" Leszka Wosiewicza. Grałam bohaterkę od 18. do 65. roku życia. Smarowano moje ciało preparatami powodującymi marszczenie się skóry. Wraz z przybywającymi zmarszczkami stopniowo starzałam się od środka. Po zakończonych scenach zdejmowano ze mnie te substancje, ale skóra jeszcze przez kilka godzin dochodziła do siebie. Z osobą charakteryzatorki łączą mnie bliskie relacje. Zazwyczaj docieram na jej krzesło o świcie, zaspana, wrogo nastawiona do świata, nieprzytomna. I mogę liczyć na ciepły, kojący dotyk, miłą, łagodną muzyczkę. Powoli wchodzę w świat żywych.

Tworzenie postaci jest czynnością intymną - mówi Kinga Preis  
/Piotr Porębski/Metaluna 
Z dala od domu pewnie spragnieni jesteście ciepła, bliskości...
- W obcych miejscach i hotelach po pewnym czasie odzywa się tęsknota. Co z tego, że codziennie zmieniają pościel i ręczniki, jeśli chciałoby się owinąć koszulą męża, poczuć jego zapach, zobaczyć syna... Wtedy rodzą się na planie bliskie relacje. Ludzie pękają, zwierzają się.
Udaje się sterowanie domem na odległość?
- Podczas dłuższych nieobecności już nie jestem w stanie nadzorować domu przez telefon, więc zaczynam się denerwować. Wie o tym mąż i syn, więc wysyłają uspokajające MMS-y: talerz śniadaniowy, na którym są ułożone kanapki, wrzucone ogórki i pomidorki, których syn nie tknie. Potem talerz obiadowy z warzywami, białkiem i węglowodanami. Dostaję też zdjęcia zasłanych łóżek albo równie wiarygodne ujęcia zamiecionych podłóg. To ma złagodzić moje czarnowidztwo. Wracam do domu i od razu widzę bałagan, opakowania po pizzy i tym podobne ślady przestępstw. Panowie jęczą – laba się skończyła.
Na planie wyjątkowa relacja łączy też aktora z operatorem. Bo całkowicie oddaje się w jego ręce.
- Przekonałam się, że często sukces filmu to zasługa autora zdjęć, jego wrażliwości, instynktu i wkładu intelektualnego. Obiektyw jest przy moim ciele, zagląda w oczy, wychwytuje łzy, zamglenia. Ci najwięksi operatorzy nigdy po słowie „Stop!” nie wyłączają kamery. Czekają, aż zdarzy się coś nieprzewidzianego.

Cytat


W obcych miejscach i hotelach po pewnym czasie odzywa się tęsknota. Co z tego, że codziennie zmieniają pościel i ręczniki, jeśli chciałoby się owinąć koszulą męża, poczuć jego zapach, zobaczyć syna...
Kinga Preis
Operator ma wiedzę o ułomnościach i zaletach aktora. Duża władza.
- I nie waha się jej użyć. Operator wie wszystko o moich zmarszczkach, tłuszczyku i fałdkach. Potrafi z zalet i wad stworzyć fascynujący świat. To dzięki niemu widz czuje, co myśli bohater filmu, czego się boi, pragnie.
Pani mąż też jest operatorem...
- Pracowaliśmy ze sobą dwa razy, ale nie mieliśmy dobrych wspomnień. Jednak Piotruś patrzy na mnie bardziej jak mąż niż artysta. Tego nie da się przezwyciężyć. Może dlatego nie lubię rodziny na premierze. Babcia pewnie powie: „Znowu nie odgarnęłaś grzywki z czoła”.
Co pani sobie powtarza przed spotkaniem z uznanym reżyserem, sławą?
- Na przykład przed spotkaniem z Agnieszką Holland postanowiłam, że najlepiej zasznuruję sobie usta, żeby nie palnąć głupoty i się nie zbłaźnić.

Cytat


Agnieszka podchodzi do mnie, bierze w ramiona, przytula, całuje. Jest wesołą, rubaszną babką. Zero dystansu. Podczas próby podśpiewuje. Widać, że cieszy się tym, co robi.
Kinga Preis
Sprawdziła się ta taktyka?
- Nie było potrzeby. Wchodzę na pierwszą próbę. Agnieszka podchodzi do mnie, bierze w ramiona, przytula, całuje. Jest wesołą, rubaszną babką. Zero dystansu. Podczas próby podśpiewuje. Widać, że cieszy się tym, co robi. Potem idziemy na plan. Tam Agnieszka zmienia się w dowódcę, który nie zna „zmiłuj się”. Więcej, niezmordowanie dąży do zrealizowania swojej wizji. Nie odpuszcza na sekundę. Nie wzrusza jej zimno, deszcz, nieporadni statyści, płaczące dzieci, nieudana scena. Powtarza, poprawia, doskonali. Po zdjęciach idziemy na kolację. Ponownie widzę zadziorną, równą babkę, dziękującą ekipie, żartującą ze wszystkimi.
To dobry sposób na aktorów? Do jakich chwytów posuwają się reżyserzy, żeby przekonać ich do swojej wizji?
- Ci najlepsi są psychologami, mają zdolność empatii, potrafią zręcznie kierować aktorem. U Skolimowskiego w "Czterech nocach z Anną" moja bohaterka przeważnie spała, a główny bohater ją podglądał. Kameralne kino, wyciszone. Taką atmosferę budował reżyser. Pamiętam, że robił wszystko, aby Artur Steranko, mój filmowy partner, nie wyjechał do domu, choć bardzo tego chciał. Jest z Olsztyna, a kręciliśmy w Szczytnie, czyli blisko. Skolimowski nie mógł go przykuć do kamery, więc wymyślał rozmaite zadania aktorskie. Tak sprytnie to rozegrał, że Artur tkwił na planie do końca zdjęć. Dzięki tym zabiegom w filmie panuje mroczna atmosfera wyizolowania od reszty świata.

Cytat


Serial to rodzaj stabilizacji, oczywiście cieszy mnie sytuacja, w której zdobywam popularność jako gospodyni księdza Mateusza. Z drugiej strony bawi, że zgubienie kilku kilogramów przypisuje się w plotkarskiej prasie tajemnemu romansowi z Arturem Żmijewskim.
Kinga Preis
Ma pani za sobą role u świetnych reżyserów, a jednak dopiero rola Natalii w serialu "Ojciec Mateusz" przyniosła popularność. To nie budzi złości? Dość prosty i miły sposób grania pokonał aktorstwo wysokiej próby.
- Serial to rodzaj stabilizacji, oczywiście cieszy mnie sytuacja, w której zdobywam popularność jako gospodyni księdza Mateusza. Z drugiej strony bawi, że zgubienie kilku kilogramów przypisuje się w plotkarskiej prasie tajemnemu romansowi z Arturem Żmijewskim. Przyjmuję to jako folklor serialowy.
A co, kiedy kończy się praca i pada ostatni klaps?
- Na planie filmu "W ciemności" Agnieszki Holland pracowałam z dziewczynką grającą moją córkę. Cierpliwa, oddana... Pod koniec zdjęć mała robiła się coraz smutniejsza. Po ostatnim ujęciu zaczęła płakać. Nikomu nie chciała zdradzić, o co chodzi. W końcu zwierzyła się, że jest jej żal, bo wszystko się kończy. Dokładnie ją rozumiałam. Po zakończeniu pracy też czuję smutek, taki dziecięcy właśnie. Rozstaję się z ludźmi, z którymi przeżywaliśmy skrajne emocje, widzieliśmy się w różnych sytuacjach i przegadaliśmy niejedną godzinę. Więc dla mnie ostatni klaps nie oznacza końca. Trzeba dłuższej chwili, aby człowiek się naprawdę pożegnał i nie nosił filmu czy spektaklu w sobie. Potrzeba czasu, czasu, czasu...
znani, ludzie, gwiazdy, celebryci, show-biznes,wywiad, życie, sukces, kariera, ciekawostki

2 komentarze:

  1. Przecież ona nie ma 172 cm!!!!!!!!!!! Jak ze 162 ma to dobrze...

    OdpowiedzUsuń
  2. 28 year old Technical Writer Teador Hegarty, hailing from Alexandria enjoys watching movies like "Trouble with Girls, The" and Swimming. Took a trip to Cidade Velha and drives a RX. odwiedz witryne

    OdpowiedzUsuń