poniedziałek, 5 grudnia 2011

Agnieszka Radwańska -sport

Imię i Nazwisko Agnieszka Radwanska
Kraj: pl, Kraków
Data urodzenia 1989-03-06
Wzrost 172
Waga 56
Reka Praworęczny
Status pro: 2005

Agnieszka Radwanska - Biografia

Agnieszka Roma Radwańska polska tenisistka, urodzona 6 marca 1989 w Krakowie. Przygodę z tenisem rozpoczęła w Niemczech w klubie Gronau mając 4 lata, gdzie jej ojciec był trenerem. W wieku 6 lat wygrała swój pierwszy dziecięcy turniej tenisowy. Ojciec Robert Radwański był tenisistą klubu KS Nadwiślan. Robert od początku kariery do dnia dzisiejszego jest trenerem a zarazem menadżerem córki. Matka Marta zajmuje się finansami. Agnieszka ma młodszą siostrę Urszulę, która również jest tenisistką.

Agnieszka Radwańska na zawodowstwo przeszła 23 kwietnia 2005 roku. Rok później, po wygranym French Open, jako pierwsza Polka w historii, została liderką rankingu ITF Juniors. W sierpniu 2006 roku po raz pierwszy awansowała do pierwszej setki w rankingu WTA. W 2006 roku otrzymała nagrodę WTA za osiągnięcia, natomiast w 2007 w kategorii Debiut roku.

Radwańska gra z głębi kortu. Jej ulubioną nawierzchnią są korty ziemne natomiast ulubione uderzenie to forehand.

                            

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx


Dziewczyna w żółtym porsche

wczoraj, 10:21 Magdalena Rigamonti / Newsweek
Agnieszka Radwańska
fot. East News
Jestem z Krakowa i pieniędzy w błoto 
nie wyrzucam. Kiedy widzę T-shirt 
za sto dolarów, to się pukam 
w czoło. Czekam na przeceny 
– mówi Agnieszka Radwańska
Newsweek: Podobno Jan Kulczyk pierwszy milion dolarów dostał od ojca…
Agnieszka Radwańska: Będziemy rozmawiać o pieniądzach? Ja od nikogo żadnych pieniędzy nie dostałam.

Newsweek: A pamięta pani, kiedy zarobiła pierwszy milion dolarów?
Agnieszka Radwańska: Nie sprawdzam konta bankowego codziennie. Natomiast wiem na pewno, że każdy grosz wybiegałam. Stosunkowo niedawno zaczęłam zarabiać wielkie pieniądze, a pracuję na nie od piątego roku życia.

Newsweek: Nie chce mi się wierzyć, że bez emocji przyjęła pani fakt, że jest posiadaczką miliona dolarów.
Agnieszka Radwańska:  Ale ja naprawdę nie pamiętam, kiedy przekroczyłam ten milion, która byłam wtedy w rankingu WTA [Women’s Tennis Association – przyp. red.]. Nigdy nie krzyczałam z radości z powodu pieniędzy. „Wow, jestem w pierwszej trzydziestce! Jestem w pierwszej dwudziestce!” – to są prawdziwe emocje, a nie pieniądze.

Newsweek: Teraz jest pani w pierwszej dziesiątce.
Agnieszka Radwańska: I każdy może sobie sprawdzić, ile pieniędzy 
zarobiłam.

Newsweek: Sprawdziłam – 6,5 miliona dolarów.
Agnieszka Radwańska: Właśnie. To są pieniądze zarobione w turniejach. Im większy, ważniejszy turniej, tym większe pieniądze. I informacje na ten temat są upubliczniane. Ale nie wiem, czy to dobrze. Bo to budzi zazdrość i zawiść. Ludzie pewnie 
gadają: ta ma niewiele ponad 20 lat i już się dorobiła. Myślą, że przyjdę, zamacham torebką i już mi płacą.

Newsweek: Może dlatego, że pani nosi strasznie drogie torebki Louisa Vuittona?
Agnieszka Radwańska: Kupuję je sobie tylko wtedy, kiedy wygrywam turniej. To nagroda. Na pocieszenie po przegranej torebki nie kupuję.

Newsweek: Czyli ma ich pani sześć.
Agnieszka Radwańska: Myślę, że są w pełni zasłużone.
 Newsweek: I jeździ pani maserati?
Agnieszka Radwańska: Nie. Porsche carrera. Żółtym. Żeby się w oczy nie rzucało. (śmiech) Ja naprawdę uczciwie zarabiam. Ludzie zapominają o tym, co trzeba zrobić, żeby kilka moich meczów z rzędu transmitował Eurosport. Jednak gram przede wszystkim dlatego, żeby wygrywać, a nie żeby zarabiać astronomiczne kwoty. Proszę pamiętać, że jestem z Krakowa i pieniędzy w błoto nie wyrzucam. Kiedy widzę T-shirt za sto dolarów, to się pukam w czoło. Czekam na przeceny. 


Newsweek:Tenis to najbardziej dochodowy sport 
na świecie?
Agnieszka Radwańska: Oj, chyba Formuła 1 bardziej. No i jest jeszcze golf.

Newsweek: Widziałam, że już pani trenuje.
Agnieszka Radwańska: Widziała pani ten filmik z pola golfowego? Niezła jestem, prawda? (śmiech) Nie zamierzam się przebranżawiać. Co najmniej do trzydziestki chcę grać zawodowo w tenisa. To jeszcze osiem lat.

Newsweek: Wynegocjowała pani dobry kontrakt 
reklamowy z włoskim Lotto?
Agnieszka Radwańska: Na szczęście te sumy nie muszą być podane do wiadomości publicznej. Poza tym nie ja negocjowałam, tylko mój menedżer.

Newsweek:Tata, Robert Radwański?
Agnieszka Radwańska: Nie. Od lutego jestem związana z agencją menedżerską Lagardere, a nie tak dawno, bo we wrześniu, podpisałam trzyletni kontrakt z Lotto. Teraz będę grać w strojach tej firmy. Menedżer negocjował, ale pytał mnie o zdanie.

Newsweek: Rozumiem, że pani wartość reklamowa wzrosła w tym roku.
Agnieszka Radwańska: Im lepiej się gra, tym więcej można krzyczeć. To chyba normalne. I dziwne by było, gdybym z tego nie korzystała. Kariera sportowca nie jest zbyt długa.



Newsweek: Już pani odkłada na emeryturę?
Agnieszka Radwańska: Mam 22 lata, jestem singlistką i myślę, że jestem bliżej początku niż końca. A pieniądze będę inwestować.

Newsweek: Nadal pani księgowość prowadzi mama?
Agnieszka Radwańska: Tak. Moją i siostry Uli. Mama odpowiada za całą papierkową robotę. Rozlicza i mówi, ile podatku jest do zapłacenia.

Newsweek: Płaci pani podatki w Polsce?
Agnieszka Radwańska: Większość podatków płaci się w krajach, w których jest turniej, w Polsce wtedy już są mniejsze.

Newsweek: Czyli de facto utrzymuje pani – a może 
lepiej zatrudnia – całą rodzinę, jest pani prezesem firmy Agnieszka Radwańska.
Agnieszka Radwańska: Cała rodzina Radwańskich zaangażowana jest w tenis. Na razie zarabiam więcej niż siostra, ale Ula też na siebie zarabia. Tata jest naszym trenerem, a mama dba o to, żeby pod względem finansowym i księgowym wszystko się zgadzało.

Newsweek: Ale to pani rządzi?
Agnieszka Radwańska: Ale się pani uparła. Jestem na pierwszym planie, więc może dlatego tak się pani wydaje. Zarobione przeze mnie pieniądze są moimi prywatnymi pieniędzmi. Jednak kiedy mam zrobić większą inwestycję, taką jak choćby kupno mieszkania w Krakowie, to konsultuję to z całą rodziną. Oczywiście zawsze mam swoje zdanie, bo trusią nie jestem.

Newsweek: Wszyscy widzieli, jak kłóci się pani 
z sędzią, jak reaguje na uwagi ojca. 
Swoje dzieci też pani będzie wychowywać 
na zawodowych tenisistów?
Agnieszka Radwańska: Na razie nie mam ani dzieci, ani męża. I nie sądzę, żebym przed trzydziestką została mamą. Nie tak dawno, nie pamiętam, czy na turnieju w Stambule, czy Pekinie, rozmawiałam z koleżankami w szatni na temat przyszłości naszych ewentualnych dzieci. I wie pani, że prawie wszystkie powiedziały, że nie chcą, by ich dzieci tak strasznie się męczyły. Przecież to jest od małego harówa. Najpierw szkoła, potem do ciemnej nocy trening. I tak dzień w dzień. Nie ma się co dziwić, że większość tenisistów edukację kończy na podstawówce. Ludzi z maturą prawie nie ma.



Newsweek: To pani jest orłem wśród tenisistów?
Agnieszka Radwańska: Dziwią się, że mam siłę studiować. (śmiech) W drugiej i trzeciej klasie liceum miałam indywidualny tok nauczania, wcześniej chodziłam normalnie do szkoły. W zawodowym tenisie, w czołówce, ludzie nie chcą się uczyć biologii czy matematyki, bo uznają, że zawód już mają i szkoła im niepotrzebna.

Newsweek: A pani po co ta szkoła?
Agnieszka Radwańska: Bo chciałam wiedzieć więcej, niż jak się gra forhend i bekhend. Niestety, nie miałam nigdy świadectwa z czerwonym paskiem, ale kilka turniejów opuściłam, żeby się przygotować do matury i ją zdać. Rany boskie, jaki ja miałam stres. A jaki wstyd byłby, gdybym oblała. Żeby wrócić szybko do gry, pięć egzaminów ustnych zdałam w jeden tydzień. Szacun, nieprawdaż? Miałam 18 lat, bo przecież poszłam wcześniej do szkoły. I byłam już wtedy w pierwszej trzydziestce WTA. Ale za to nie bawiłam się na studniówce, bo grałam. Na żadnej osiemnastce ludzi z klasy też nie. Dobrze, że o swojej nie zapomniałam. Teraz studiuję i z tym też jest trochę stresu.

Newsweek: Na korcie nie widać, żeby się pani 
stresowała.
Agnieszka Radwańska: Bo ja gram od 17 lat. Umiem to robić i wiem, o co w tenisie chodzi. I zawsze chcę wygrać. Jak każdy. Stresu z matury ustnej z polskiego i egzaminu na prawo jazdy żaden mecz nie przebije
Newsweek: Te przyszłoroczne na Igrzyskach
 Olimpijskich w Londynie też nie?
Agnieszka Radwańska: Proszę pani, to jest zawodowy sport, nic nie da się przewidzieć. Nie jestem wróżką.

Newsweek: Kiedy mężczyźni grają, to wróżenie jest bardzo przewidywalne.
Agnieszka Radwańska: Wiem, wiem. A kiedy dziewczyny, to nic nie wiadomo. Wcale się nie naśmiewam. Tak jest i tyle. Dziewczyny grają inaczej. Raz jedna jest lepsza, raz druga, raz jedna ma dobry dzień, dobrze jej idzie, a raz nie. I to naprawdę zależy od wszystkiego: kortu, pogody, nastroju, wiatru, snu, menstruacji. Wszystko może mieć wpływ. My, dziewczyny, nie jesteśmy tak równe w grze jak nasi koledzy. Są dni, kiedy się wychodzi na kort i wszystko idzie po myśli.

Newsweek: Pani w 2011 roku miała sporo takich dni.
Agnieszka Radwańska: Mecz meczowi nierówny. W ścisłej czołówce wszystkie dziewczyny mają podobne umiejętności, więc sporo zależy od szczęścia i od tych wszystkich zewnętrznych rzeczy, o których mówiłam.

Newsweek: Pani tata mówił, że nie zamierza 
dopuścić do tego, by była pani 
królową straconych szans…
Agnieszka Radwańska: Mówił, mówił. Ale on też ma świadomość, że kobiecy tenis polega na tym, że dopóki się nie poda rąk na koniec meczu, to trudno cokolwiek przewidzieć. Bywało, że przegrywałam zero do pięciu, a na koniec wygrałam i odwrotnie. Kobiety tenisistki są dość chwiejne.

Newsweek: Jak tak dalej pójdzie, to przez panią tenis stanie się narodowym sportem Polaków.
Agnieszka Radwańska: Nawet pani nie wie, jak bym chciała. 
Zaręczam, że niezawodowy sport to samo zdrowie.

Newsweek: A zawodowy?
Agnieszka Radwańska: To kontuzje, przemęczenie, ale i wielkie emocje i jak sama pani powiedziała, wielkie pieniądze. Mam nadzieję, że także dzięki mnie coraz więcej ludzi wychodzi na kort. Dla zdrowia i urody, dla zgrabnych pośladków, wszystko jedno z jakiego powodu. Zaręczam, że to jest superfrajda. Co prawda można się nabawić tak zwanego łokcia tenisisty, choć ja miałam „łokieć golfisty” – opuchlizna jak bania robi się od wewnętrznej strony i boli jak cholera.

Newsweek: Byłam przekonana, że pani jest bardziej umięśniona, a pani ma ręce jak patyczki.
Agnieszka Radwańska: Niektóre tenisistki wyglądają jak robocopy, a po mnie chyba nie widać, że zawodowo gram w tenisa, a nawet że uprawiam jakikolwiek sport choćby raz w tygodniu.  

 Newsweek: A Rogera Federera pani ciągle kocha?
Agnieszka Radwańska: No pewnie. Nie tylko ja. Choć znamy się tylko na „cześć”. Dla wielu moich koleżanek tenisistek Roger też jest idolem.

Newsweek: Plotkuje się, że Agnieszka Radwańska plus Tomasz Wiktorowski równa się wielka 
miłość i dlatego pani tak świetnie gra.
Agnieszka Radwańska: Do mnie też te plotki doszły. Oczywiście to kompletna bzdura. Ale się uśmialiśmy z Tomkiem. Znajomi mnie pytali: „Isia, ty jesteś z Tomkiem?”. Nie wiedziałam, o co chodzi. On jest moim trenerem podczas wyjazdów i tyle. Znamy się od wielu lat, przyjaźnimy i potrafimy się dogadać w każdej sytuacji.

Newsweek: Może stąd też te pani dobre wyniki?
Agnieszka Radwańska: Przecież my czasem spędzamy razem cztery, pięć tygodni z rzędu. Gdybyśmy się nie przyjaźnili, to mogłoby to być nie do zniesienia.

Newsweek: Ojciec panią denerwował i na korcie, 
i poza kortem?
Agnieszka Radwańska: Mój tata jest bardzo dobrym trenerem. Wszystkiego mnie nauczył. Zresztą w Polsce nadal wspólnie trenujemy. Przed chwilą skończyliśmy poranny trening i nie dam nic złego na niego powiedzieć. Nie dogadywaliśmy się poza kortem i tyle. Tata jest po prostu bardzo nerwowym człowiekiem i nie wytrzymywał tego ogromnego ciśnienia. A ja też nie należę do tych, którzy trzymają nerwy na wodzy, choć w porównaniu z tatą jestem spokojna. On za bardzo wszystko przeżywa.

Newsweek: Dajecie sobie buziaka na przywitanie 
przed treningiem czy mówi pani: 
ojciec, przybij piątkę?
Agnieszka Radwańska: Nie, skąd. Tylko „cześć” i „no to gramy”. Ostatnio widzimy się dwa razy dziennie. Praktycznie jest tak, jakbyśmy się nie rozstawali. Ale żadne z nas nie jest wylewne. To jest mój ojciec i wiem, że życzy mi jak najlepiej.

Newsweek: Ale pani mecze nadal będzie oglądał 
w telewizji?
Agnieszka Radwańska: I tak jest dobrze. Przynajmniej nerwów niepotrzebnych nie ma. Kiedy siedział na trybunach, wszyscy byliśmy podenerwowani. Już jestem zmęczona tematem relacji z moim ojcem.

Newsweek: Jest pani ósma w rankingu WTA. 
Postawiła sobie pani cel, żeby 
w 2012 roku być w pierwszej trójce?
Agnieszka Radwańska: Mogę sobie stawiać cele, a i tak okaże się na miejscu. Przecież gram kobiecy tenis. (śmiech) Na igrzyskach w Londynie też nie wiadomo, jak będzie. Oczywiście medalem olimpijskim nie pogardzę. Chcę być pierwsza i wiem, że to możliwe.

znani, ludzie, gwiazdy, celebryci, show-biznes,wywiad, życie, sukces, kariera, ciekawostki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz