Joanna Chmielewska-pisarka www.znaniludzieswiata.blogspot.com
Joanna Chmielewska urodziała się 2 kwietnia 1932 r. w Warszawie. Joanna Chmielewska pseudonim literacki.
Pisarka, scenarzystka. Jako autorka powieści debiutowała tomem "Klin" (1964). Dwóch synów, dwie wnuczki. Z wykształcenia architekt (absolwentka Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej, 1954). Przekłady na rosyjski (cały dorobek powieściowy), czeski, słowacki, szwedzki.
Najpopularniejsza współczesna pisarka polska, autorka 46 tomów prozy (przede wszystkim powieści), głównie dla dorosłych, lecz i dla młodzieży. Każda Jej nowa książka automatycznie wchodzi na szczyty polskich list bestsellerów i utrzymuje się tam długo. Łączny nakład utworów Joanny Chmielewskiej przekroczył w Polsce 5 mln. egz., a w Rosji - gdzie uważa się Chmielewską za najpoczytniejszą pisarkę zagraniczną - 8 mln. egz.
Wszystkie utwory powieściowe Joanny Chmielewskiej były wielokrotnie wznawiane, a niektóre adaptowane dla potrzeb filmu i telewizji w Polsce oraz w Rosji.
Często i chętnie podróżuje po świecie, choć z zasady nie lata samolotami Kocha konie, namiętnie grywa na wyścigach, nie stroni od hazardu w kasynach całej Europy. Znawczyni i miłośniczka bursztynu.
Dziennikarze wszelkich mediów uwielbiają Chmielewską za nietuzinkową osobowość. W Polsce należy do grona osób publicznych najbardziej obleganych przez prasę, radio i telewizję.
Autor: konex o 02:55
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
wodnica: Telewizji chyba za bardzo pani nie lubi. Dołożyła jej pani w najnowszej powieści okrutnie.
Joanna Chmielewska: Ja myślę! Teraz tego Wielkiego Brata zamiast Milionerów puszczają i ja ich mam lubić?
wodnica: Dostało się też od pani telewizji publicznej...
Joanna Chmielewska: Tak, mam z nimi na pieńku w pewnym stopniu.
wodnica: Współpraca się nie układa?
Joanna Chmielewska: Nie, nie, kiedyś owszem, na początku kontaktów nie układała się rzeczywiście. Telewizja przywykła do tego, że każdy marzy o tym, żeby, za przeproszeniem, wetknąć gębę w kamerę i objawić się na ekranie. Ci wszyscy ludzie, zdaniem telewizji, powinni na czworakach się przeczołgać z Żoliborza na Mokotów, a potem tam koczować przez trzy dni. I nie przyszło im do głowy, że mogą istnieć takie wyjątki jak ja. Ja nie chcę być oglądana. Mi na tym wcale nie zależy, ja się sobie nie podobam. Nie jestem od występów.
wodnica: I nie pracuje pani obecnie nad żadnym scenariuszem?
Joanna Chmielewska: Jeszcze jak pracuję! Ohoho! Przecież Trudny trup to jest - można powiedzieć - dokładny opis pracy nad scenariuszem, który w tej chwili powstaje. Pierwsze odcinki będą kręcone w maju, jak sądzę.
wodnica: Powieść ma nietypowe dla pani kryminałów zakończenie. Przebija z niego ogromna gorycz i rozżalenie...
Joanna Chmielewska: Ponieważ scenariusz z Martusią (jedna z głównych postaci w powieści, a w rzeczywistości reżyser, dokumetalistka) zaczęłyśmy pisać znacznie wcześniej niż ja tę książkę. Ileż to już czasu! W ubiegłym roku już były umowy gotowe do podpisania, już były pewne rzeczy ustalone! Poświęciłam temu co najmniej pół roku, jeśli nie trzy kwartały, nie pisząc czegoś innego. Tylko to i to jeszcze na temat w pewnym stopniu mi obcy, bo o telewizji. Ja bebechów telewizyjnych nie znam. Naprawdę chciałam się tam zatrudnić na dwa - trzy tygodnie jako sprzątaczka. Wyrzuciliby mnie pewnie wcześniej, jak sądzę, ale zawsze bym się w czymś tam zorientowała. No i po tych wszystkich wysiłkach nastąpiły jakieś takie perturbacje wewnętrzno-telewizyjne, od których Marta Węgiel dostała amoku, piany na ustach itd. Ja w mniejszym stopniu, bo nie ja w tym uczestniczyłam, tylko ona, i w rezultacie jakieś takie to się zrobiło i dziwne, i nieprzyjemne, i skierowane przeciwko autorowi, generalnie, nie mnie, w ogóle - co ten autor powinien: schody im zamiatać, przypochlebiać się, dawać łapówki... Ale komu? Te osoby, które ja znam osobiście z telewizji, to w życiu by nie przyszło mi do głowy, że mogą brać łapówki! No przecież nie będę ludzi obrażać! Zrobiło się to dla mnie nieprzyjemnie niezrozumiałe. Marta się na tym wszystkim zna, zorientowała się, co należy zrobić, jak - powiedzmy - zmienić sposób perswazji czy postępowania. W rezultacie uparła się i doprowadziła do podpisania kosztorysu i ma to być kręcone. Ale czy to będzie kręcone, czy nie, to ja nie wiem, ponieważ widocznie muszę miewać jasnowidzenia. Pierwsze zdanie z Trudnego trupa okazało się nagle rzeczywistością. Nie dalej jak przedwczoraj Martusia do mnie zadzwoniła i powiedziała "słuchaj, ja cię nie chcę martwić, ale ty tego trupa musisz mi dać wcześniej". No proszę bardzo, on był zaplanowany na później, a teraz ja go mam jej dać w trzecim odcinku. To co ja mam zrobić, przepraszam grzecznie? Czy to nie jest trudna instytucja, ta telewizja?
wodnica: Dlaczego zmieniła pani wydawnictwo? Najnowsza powieść Trudny trup została opublikowana przez oficynę Kobra, a do niedawna pani książki ukazywały się w wydawnictwie Wers, które było rodzinnym biznesem.
Joanna Chmielewska: Ponieważ zamierzam pisać coraz to bardziej jadowite utwory, uznałyśmy, że ta nazwa będzie słuszniejsza.
Już Trudny trup ostrożnie pluje jadem. Nie tylko telewizja zostaje zmieszana z błotem i zamieszana w morderstwa i inne groźne przestępstwa. Siedliskiem zła okazuje się w najnowszej powieści także, a może przede wszystkim, prokuratura...
Joanna Chmielewska: Mnie policjanci płaczą w kamizelkę. Nawet niekoniecznie w kuloodpornv. Kiedyś znałam dość dobrze środowisko prokuratorskie. Orientuję się mniej więcej, jak tam to wszystko wygląda, natomiast wielokrotnie policjanci, i to w różnych miejscach Polski, pytają: "Proszę pani, co ja mam zrobić? Przecież ja ich wszystkich znam i doprowadziłem do prokuratora. A on wyrzucił za drzwi mnie, a ich zwolnił". To jest taka kwintesencja tego wszystkiego, co oni mówią. "Proszę pani, przecież my doskonale wiemy, kto ukradł pani całą tę elektronikę. Mamy numery, mamy odciski palców, mamy wszystko, a prokuratura oddaliła zarzuty z braku dowodów".
Proszę uprzejmie, jeden przykładzik: ponieważ to, że on miał mój telewizor czy komputer i jego odciski palców były na dwóch szafach, w tym na szkle i na bibliotece, bardzo czytelne. No to zaraz, chwileczkę, on ten komputer znalazł koło śmietnika. Tak sobie stał. I sobie pomyślał: a może on dobry. No i wziął sobie, bo jakby co, to zreperuje. A te odciski palców? A nie, bo on tam był w całkiem innym celu, on tam kolegi szukał i zobaczył drzwi uchylone, i tak się przestraszył, że może tam jaka osoba leży, trup albo ciężko chora, więc wszedł popatrzeć, tak z dobrego serca. A że macał wszystkie szyby? A to może w nerwach albo co. To nie dowody!
Policja ma to wszystko zgromadzone. I ja będę pisała ksivżkę, po której ktoś mi na pewno poderżnie gardło, zostanę zastrzelona, będę miała wypadek samochodowy, ponieważ się przejadę po prokuratorach. A za dużo wiem na temat tego zawodu i możliwości postępowania, żebym miała nie być niebezpieczna dla otoczenia. (śmiech) Więc jeżeli książka wyjdzie, to mi poderżną gardło!
wodnica: Ponownie umieściła pani w swojej powieśści Anitę. To realna postać, istnieje też poza pani książkami. Nie miała nigdy do pani pretensji o to, że wcześniej (w powieści Wszystko czerwone) wsadziła ją pani do więzienia?
Joanna Chmielewska: Ależ skąd, ona sama zdecydowała, że woli być zbrodniarką niż ofiarą. I to jej się bardzo podobało.
wodnica: Rozumiem, że w Trudnym trupie jest to Anita, która już odsiedziała wyrok?
Joanna Chmielewska: Anita, która odsiedziała wyrok, bo jak przecież pamiętamy (albo nie) z Wszystkiego czerwonego, ona postanowiła robić za wariatkę uleczalną, no więc szybko to poszło.
wodnica: Nie boi się pani, że w końcu któryś ze znajomych panią zamorduje za umieszczenie go przez panią w kryminale?
Joanna Chmielewska: Ja lubię realia. Jestem w gruncie rzeczy reportażystką i bardzo łatwo mi się tworzy fikcję na bazie czegoś konkretnego. Najłatwiej jest trochę przerobić swoich znajomych, przyjaciół... Z tym, że z reguły oni są uprzedzani wcześniej i zgadzają się na to. Jeśli ktoś kategorycznie protestuje, to ja mu daję spokój. Chyba, że jest to mój wróg. (śmiech)
Joanna Chmielewska: Po pierwsze jestem absolutnie przeciwna, ponieważ to ciągle jeszcze jest reminiscencja traktowania ludzi jak niedorozwinięte bydło. Jesteśmy dorośli, jesteśmy za siebie odpowiedzialni, idziemy do więzienia jeżeli się wygłupimy jakimś przestępstwem, płacimy mandaty na szosie, kiedy jedziemy za szybko. No przepraszam bardzo, albo jesteśmy ubezwłasnowolnieni, niedorozwinięci i nie trzeba nam nawet prawa jazdy dawać! Albo trzeba nam pozwolić... Mało - pozwolić, zmusić nas do życia odpowiedzialnego. I tu jest to samo. Ja jestem przeciwna tego rodzaju zakazom absolutnie. Natomiast w kwestii piwa, to po prostu byłyśmy z Martą Węgiel u Alicji, znanej powszechnie z książek, i tam piłyśmy piwo. I tak nam już zostało w całej książce. Marta powiedziała "słuchaj, nie wygłupiaj się, alkoholiczki jesteśmy". Ja mówię - nie szkodzi. Skończę książkę i scenariusz i przestaniemy być alkoholiczki! (śmiech)
wodnica: Pojawiło się również przypuszczenie, że może to piwo jest od CHMIELewskiej...
Joanna Chmielewska: Od tego chmielu? To mi do głowy wprawdzie nie przyszło, ale bądź co bądź jest to najłagodniejszy rodzaj napoju, jakiego można używać.
A co z hazardem - wyścigami i grą w kasynie? W Trudnym trupie, jak w wielu powieściach pani Joanny, nie brakuje szybkich skoków do kasyna. Niestety, w życiu jest ich coraz mniej - tu brakuje czasu. Lub możliwości zakopania topora wojennego.
Joanna Chmielewska: Z wyścigami, jak wiadomo, wdałam się w ciężką wojnę, więc tam przez dwa lata nie bywałam, tylko się znęcałam nad nimi. Byłam także w wielkiej wojnie (jestem nadal!) z Agencją Rolną Skarbu Państwa, która zrobiła wyścigom kolosalną szkodę, moim zdaniem. Natomiast w kasynie po prostu nie mam kiedy być! Przecież mnie nie ma w Polsce właściwie więcej niż pół roku, a jak jestem, to jednak piszę. Poza tym schody mnie zniechęcają do wychodzenia z domu. Ale... tam gdzie jadę w lecie, to one są, te kasyna. I konie są... (rozmarzenie)
wodnica: Od paru lat wydaje pani po dwie książki rocznie. Jak pani sądzi, ile czasu uda się utrzymać takie tempo. Czy nadal zamierza pani wydawać książki tak często? A może częściej?
Joanna Chmielewska: Nie wiem, ponieważ mam w tej chwili kilka pomysłów, które chciałabym jeszcze zrealizować. To wszystko zależy od wielu czynników, m.in. od samopoczucia, dlatego się usiłuję z całej siły leczyć. Dlatego siedzę nie w Warszawie, tylko poza, gdyż pobyt w innym klimacie doskonale mi robi. To są problemy krążeniowe, sercowe i tym podobne inne, które wymagają pewnej pieczołowitości. Natomiast oczywista sprawa, że jeżdżę z laptopem i pracuję, ale niewygodnie mi z nim, bo drukarka jest taka beznadziejna, że bardzo wolno drukuje i nie widzę własnego tekstu.
wodnica: A zagląda pani czasem do internetu?
Joanna Chmielewska: Nie, broń Panie Boże, ja nie mogę mieć internetu w komputerze.
wodnica: Dlaczego?
Joanna Chmielewska: W każdej chwili mi ktoś może wejść. Jakbym miała dwa komputery, to proszę bardzo, ale nie w ten, który jest moją absolutnie osobistą sprawą, na którym ja pracuję.
wodnica: Boi się pani włamywaczy?
Joanna Chmielewska: I wirusa, i włamywaczy, i osób, które z dobrego serca będą przeszkadzały. Tysiąca przeszkód.
wodnica: Czy myślała pani o napisaniu kryminału z hakerami w roli głównej?
Joanna Chmielewska: Nie, na tym się tak straszliwie nie znam, jeszcze bardziej niż na telewizji, że nie będę się tego zupełnie czepiać. Wolę pisać o czymś, o czym bodaj mam jakieś najsłabsze pojęcie.
wodnica: Pierwsza książka w tym roku już się ukazała. Kiedy następna i co to będzie?
Joanna Chmielewska: Nie wiem, Właśnie usiłuję ją napisać, a wchodzi mi w paradę scenariusz, gdzie muszę przecież tego trupa od razu znaleźć wcześniej, bo on miał być później. A teraz piszę... bo ja wiem... chyba dalszy ciąg kobiety i mężczyzny - jak wytrzymać ze sobą nawzajem.
Część wypowiedzi Joanny Chmielewskiej pochodzi z konferencji prasowej (to te, które zostały poprzedzone narracją, nie pytaniami), która odbyła się tuż po przeprowadzeniu wywiadu.
Tłumy, tłumy, tłumy... Kilkaset osób czekało na możliwość zamienienia kilku słów i otrzymania autografu najpoczytniejszej polskiej pisarki - Joanny Chmielewskiej. Autorka Całego zdania nieboszczyka była 8 czerwca gościem Megastoru Junior w Warszawie. Kolejka fanów ciągnęła się od pasażu za EMPiK-iem do I piętra, gdzie przez kilkadziesiąt minut królowała "polska Agatha Christie", jak ją niektórzy nazywają. Podczas tej wizyty dowiedzieliśmy się m.in., że na początku lipca ukaże się nowa produkcja Joanny Chmielewskiej - Książka poniekąd kucharska - zbiór opowiadań z przepisami kulinarnymi i rysunkami Szymona Kobylińskiego. Bez wątpienia - smakołyk.
wodnica: Sympatycy SF, którzy przeczytali Przeklętą barierę, odnieśli wrażenie, że jakoś tak prześlizgnęła się Pani nad tematem wędrówek w czasie... To przenoszenie głównej bohaterki z jednej epoki do drugiej jest dość niejasno wytłumaczone od strony teoretycznej.
Joanna Chmielewska: A co, oni chcieli dokładnie? Jeszcze czego! Akurat, ta! Ja się na tym kompletnie nie znam, ja sama tego nie rozumiem. Co ja mam o tym pisać?
wodnica: Na przykład jeden mój znajomy, który uwielbia SF i bardzo się podróżami w czasie interesuje mówi, że gdyby ona się tak przenosiła, to by trafiała do rzeczywistości równoległych i w związku z tym nie byłoby szans, żeby sama mogła sobie spadek załatwić.
Joanna Chmielewska: Tak, tak, no oczywiście, ja też to samo rozumiem, tylko że ona mogła sobie to robić troszkę inaczej. A on tak już umie? Nie. Też nie umie. No proszę!
wodnica: A co z tymi fizykami nieszczęsnymi, czy Pani wie o nich tyle, co narratorka, czy trochę więcej?
Joanna Chmielewska: A skąd tam! Oni się nie dali. To znaczy - nie mieli cierpliwości ze mną rozmawiać. Ale przecież wszyscy wiemy, że jest czwarty wymiar, nieprawdaż? Że się czasoprzestrzeń zakrzywia, itd. Co prawda i tak nie wierzę w nieskończoność, ale to nie szkodzi.
wodnica: Czyli fizyków zostawiamy na boku?
Joanna Chmielewska: Tak, niech oni się sami martwią.
wodnica: Jeden z czytelników internautów zwrócił uwagę na to, że chyba bohaterce pomylili się pisarze. Wspomina ona - a pochodzi wszak z 1882 roku - że czytała o podróżach w czasie książkę Verne'a.
Joanna Chmielewska: Specjalnie sprawdziłam, kiedy wyszła po raz pierwszy.
wodnica: I co to była za książka? Nikt nie potrafi znaleźć książki Verne'a o podróżach w czasie.
Joanna Chmielewska: W... to był... Wehikuł czasu !
wodnica: Ale to jest Wellsa...
Joanna Chmielewska: Wellsa... zaraz... nie... Verne był... pisał w czymś... bo ja to nawet mam w domu i sprawdziłam, kiedy to było pierwszy raz wydane - w 75 czy 78 - coś w tym rodzaju. W każdym razie sprawdziłam i chodziło o Verne'a, a nie o Wellsa.
wodnica: To straszne, bo nikomu się nie udało do tego dotrzeć. Pani musiała mieć jakieś zupełnie niesamowite źródła.
Joanna Chmielewska: Mogła tam być po prostu wzmianka, mogło być coś małego. Jakby co, to ja sprawdzę jeszcze i dopiszę na przykład w wydaniu poprawionym i uzupełnionym - ten Verne to jest ten kawałek na tej stronie (śmiech).
wodnica: Jedna z internautek ma do Pani pretensję o nierozwinięcie romansowego wątku stangreta...
Joanna Chmielewska: No tak, ale to już byłoby za dużo, strasznie gruba się ta książka robiła. W ogóle bym jej nie skończyła, kilka lat mogłabym pisać.
wodnica: Co teraz się pojawi?
Joanna Chmielewska: Książka kucharska
wodnica: Czy wiadomo, kiedy się ukaże?
Joanna Chmielewska: Na początku lipca, jak się uda.
wodnica: Jakie przepisy się tam znajdą?
Joanna Chmielewska: Różne.
wodnica: Bardziej współczesne, czy z przeszłości?
Joanna Chmielewska: Różne.
wodnica: Na ostro czy na słodko?
Joanna Chmielewska: Na ostro! Ja na słodko to nie, bo ja się odchudzam... Tam mało jest na słodko.
wodnica: A beletrystyka?
Joanna Chmielewska: Oj, to nie wiem.
wodnica: Ma Pani już jakiś pomysł?
Joanna Chmielewska: Kilka, więc nie wiem, co z tego wyniknie.
wodnica: Przeklęta bariera to w Pani karierze druga książka SF po Lądowaniu w Garwolinie...
Joanna Chmielewska: Lądowanie w Garwolinie to trochę inne science - fiction (śmiech).
wodnica: Czy teraz też zamierza Pani iść w tym kierunku?
Joanna Chmielewska: Teraz współcześnie bym chciała. Muszę jakieś skromne, spokojne, kameralne przestępstwo załatwić. Może coś spróbuję sama... ukraść coś albo włamać się gdzieś i zobaczę, jak zostanę potraktowana przez władze.
wodnica: Wróci Joanna???
Joanna Chmielewska: Nie wiem, może. Ta stara gropa?
wodnica: A co z Alicją w takim razie?
Joanna Chmielewska: Ona tez stara gropa. Ale jeśli, to chyba ją trzeba będzie dołożyć. Bez tego się nie obejdzie.
wodnica: No i bez blondyna w takiej sytuacji.
Joanna Chmielewska: Jakiegoś tam wymyślimy.
wodnica: Już nawet w internecie krążą pogłoski, że na początku marca ukaże się pani nowa książka...
Joanna Chmielewska: Nie, na początku marca ona nie zdąży nieszczęśliwa, przypuszczam, że w kwietniu będzie.
wodnica: Co to takiego będzie?
Joanna Chmielewska: O Boże! Nie umiem nawet tego powiedzieć. Tak dziwaczny utwór, że sama nie byłam pewna (i nie jestem do tej pory), czy jest sens go pisać... Ponieważ jest to powieść historyczna, która dzieje się w czasach współczesnych.
wodnica: Czyli coś takiego jak Najstarsza prawnuczka?
Joanna Chmielewska (ze zgrozą): Jeszcze gorzej.
wodnica: Niemożliwe!
Joanna Chmielewska: Jak Boga kocham, jeszcze gorzej. Samo mi tak wyszło. I naprawdę, to od początku zaczęłam sama sobie pisać dla żartu, niepewna, co z tego wyniknie. No i nadal jestem niepewna, ale już kończę, już kończę.
wodnica: Czyli pani jeszcze jej nie napisała, ale już wiadomo, że się ukaże?
Joanna Chmielewska: Och, jeżeli mi brakuje ledwo kilku stron do końca, to ja już właściwie napisałam! I nawet wiem, jak się kończy!
wodnica: A jaki będzie mieć tytuł?
Joanna Chmielewska: Trudno powiedzieć... To znaczy ja przypuszczam, że tytuł będzie Przeklęta bariera. Z tym, że jeszcze w stu procentach głowy za to nie dam. Na 99,9%
wodnica: To nie będzie kryminał jak rozumiem...
Joanna Chmielewska: Och, trupy się poniewierają tam, oczywiście i jakaś część kryminalna musi być, bez tego by się nie obeszło. Ale w trochę... no... innym aspekcie.
wodnica: To będą zbrodnie, czy śmierci naturalne?
Joanna Chmielewska: O nie, zbrodnie, jedna za drugą oczywiście.
wodnica: Jak pani to robi, że - mimo iż trup ściele się gęsto - to jest to śmieszne?
Joanna Chmielewska: A bo to są obce trupy. My ich nie kochamy.
wodnica: No tak, tragicznie było, kiedy nie wiedzieliśmy, co się dzieje z Alicją, gdy omal nie zginęła...
Joanna Chmielewska: A nie, no toż było wiadomo, że Alicji nie mogę utrzymać w grobie, muszę ją ożywić.
Autorka Lesia - jak twierdzi - nie przepada za publicznymi występami: Ja w ogóle nie lubię występować przed kamerą. Bardzo - podkreśla, zaglądając kokieteryjnie w oko obiektywu. Pani Joanna woli zajmować się pisaniem...
Ja jestem od tego, żeby pisać, a nie od tego, żeby za gwiazdę robić - wyjaśnia. I podlicza, ile trwa pisanie książek: Tak mi wychodzą po dwie rocznie, mniej więcej. Być może byłyby po trzy, gdyby mi nie zawracano głowy czym innym. A ja wcale nie chcę! Ja bardzo lubię siedzieć i pisać, i nienawidzę załatwiać.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
3 wywiady z Joanną Chmielewską
Chmielewska coraz bardziej jadowita...
Wywiad przeprowadzony 22.03.2001 r.
"Co najmniej przez kilka miesięcy szukałam trupa" - tak zaczyna się najnowsza powieść Joanny Chmielewskiej Trudny trup, która ukazała się 14 marca. Nad tytułem autorka nie zastanawiała się zbyt długo: "Ten Trudny trup sam się rzucił na mnie. Ja nie wymyśliłam tego tytułu, on mi wyszedł z książki. Naprawdę" - zapewnia Chmielewska. Trup jest niewątpliwie kłopotliwy, bo nie dość, że ruchliwy, to jeszcze musi być koniecznie powiązany z telewizją, dla której Joanna z Martusią piszą scenariusz serialu kryminalnego. Wywiad przeprowadzony 22.03.2001 r.
Gęba w kamerze

Joanna Chmielewska: Ja myślę! Teraz tego Wielkiego Brata zamiast Milionerów puszczają i ja ich mam lubić?
wodnica: Dostało się też od pani telewizji publicznej...
Joanna Chmielewska: Tak, mam z nimi na pieńku w pewnym stopniu.
wodnica: Współpraca się nie układa?
Joanna Chmielewska: Nie, nie, kiedyś owszem, na początku kontaktów nie układała się rzeczywiście. Telewizja przywykła do tego, że każdy marzy o tym, żeby, za przeproszeniem, wetknąć gębę w kamerę i objawić się na ekranie. Ci wszyscy ludzie, zdaniem telewizji, powinni na czworakach się przeczołgać z Żoliborza na Mokotów, a potem tam koczować przez trzy dni. I nie przyszło im do głowy, że mogą istnieć takie wyjątki jak ja. Ja nie chcę być oglądana. Mi na tym wcale nie zależy, ja się sobie nie podobam. Nie jestem od występów.
wodnica: I nie pracuje pani obecnie nad żadnym scenariuszem?
Joanna Chmielewska: Jeszcze jak pracuję! Ohoho! Przecież Trudny trup to jest - można powiedzieć - dokładny opis pracy nad scenariuszem, który w tej chwili powstaje. Pierwsze odcinki będą kręcone w maju, jak sądzę.
wodnica: Powieść ma nietypowe dla pani kryminałów zakończenie. Przebija z niego ogromna gorycz i rozżalenie...
Joanna Chmielewska: Ponieważ scenariusz z Martusią (jedna z głównych postaci w powieści, a w rzeczywistości reżyser, dokumetalistka) zaczęłyśmy pisać znacznie wcześniej niż ja tę książkę. Ileż to już czasu! W ubiegłym roku już były umowy gotowe do podpisania, już były pewne rzeczy ustalone! Poświęciłam temu co najmniej pół roku, jeśli nie trzy kwartały, nie pisząc czegoś innego. Tylko to i to jeszcze na temat w pewnym stopniu mi obcy, bo o telewizji. Ja bebechów telewizyjnych nie znam. Naprawdę chciałam się tam zatrudnić na dwa - trzy tygodnie jako sprzątaczka. Wyrzuciliby mnie pewnie wcześniej, jak sądzę, ale zawsze bym się w czymś tam zorientowała. No i po tych wszystkich wysiłkach nastąpiły jakieś takie perturbacje wewnętrzno-telewizyjne, od których Marta Węgiel dostała amoku, piany na ustach itd. Ja w mniejszym stopniu, bo nie ja w tym uczestniczyłam, tylko ona, i w rezultacie jakieś takie to się zrobiło i dziwne, i nieprzyjemne, i skierowane przeciwko autorowi, generalnie, nie mnie, w ogóle - co ten autor powinien: schody im zamiatać, przypochlebiać się, dawać łapówki... Ale komu? Te osoby, które ja znam osobiście z telewizji, to w życiu by nie przyszło mi do głowy, że mogą brać łapówki! No przecież nie będę ludzi obrażać! Zrobiło się to dla mnie nieprzyjemnie niezrozumiałe. Marta się na tym wszystkim zna, zorientowała się, co należy zrobić, jak - powiedzmy - zmienić sposób perswazji czy postępowania. W rezultacie uparła się i doprowadziła do podpisania kosztorysu i ma to być kręcone. Ale czy to będzie kręcone, czy nie, to ja nie wiem, ponieważ widocznie muszę miewać jasnowidzenia. Pierwsze zdanie z Trudnego trupa okazało się nagle rzeczywistością. Nie dalej jak przedwczoraj Martusia do mnie zadzwoniła i powiedziała "słuchaj, ja cię nie chcę martwić, ale ty tego trupa musisz mi dać wcześniej". No proszę bardzo, on był zaplanowany na później, a teraz ja go mam jej dać w trzecim odcinku. To co ja mam zrobić, przepraszam grzecznie? Czy to nie jest trudna instytucja, ta telewizja?
Poderżną mi gardło!
Nie tylko telewizja podpadła pani Joannie. Plany krytykowania błądzących wyglądają bardzo poważnie.
Joanna Chmielewska: Ponieważ zamierzam pisać coraz to bardziej jadowite utwory, uznałyśmy, że ta nazwa będzie słuszniejsza.
Już Trudny trup ostrożnie pluje jadem. Nie tylko telewizja zostaje zmieszana z błotem i zamieszana w morderstwa i inne groźne przestępstwa. Siedliskiem zła okazuje się w najnowszej powieści także, a może przede wszystkim, prokuratura...
Joanna Chmielewska: Mnie policjanci płaczą w kamizelkę. Nawet niekoniecznie w kuloodpornv. Kiedyś znałam dość dobrze środowisko prokuratorskie. Orientuję się mniej więcej, jak tam to wszystko wygląda, natomiast wielokrotnie policjanci, i to w różnych miejscach Polski, pytają: "Proszę pani, co ja mam zrobić? Przecież ja ich wszystkich znam i doprowadziłem do prokuratora. A on wyrzucił za drzwi mnie, a ich zwolnił". To jest taka kwintesencja tego wszystkiego, co oni mówią. "Proszę pani, przecież my doskonale wiemy, kto ukradł pani całą tę elektronikę. Mamy numery, mamy odciski palców, mamy wszystko, a prokuratura oddaliła zarzuty z braku dowodów".
Proszę uprzejmie, jeden przykładzik: ponieważ to, że on miał mój telewizor czy komputer i jego odciski palców były na dwóch szafach, w tym na szkle i na bibliotece, bardzo czytelne. No to zaraz, chwileczkę, on ten komputer znalazł koło śmietnika. Tak sobie stał. I sobie pomyślał: a może on dobry. No i wziął sobie, bo jakby co, to zreperuje. A te odciski palców? A nie, bo on tam był w całkiem innym celu, on tam kolegi szukał i zobaczył drzwi uchylone, i tak się przestraszył, że może tam jaka osoba leży, trup albo ciężko chora, więc wszedł popatrzeć, tak z dobrego serca. A że macał wszystkie szyby? A to może w nerwach albo co. To nie dowody!
Policja ma to wszystko zgromadzone. I ja będę pisała ksivżkę, po której ktoś mi na pewno poderżnie gardło, zostanę zastrzelona, będę miała wypadek samochodowy, ponieważ się przejadę po prokuratorach. A za dużo wiem na temat tego zawodu i możliwości postępowania, żebym miała nie być niebezpieczna dla otoczenia. (śmiech) Więc jeżeli książka wyjdzie, to mi poderżną gardło!
Znajomi-mordercy
Nie tylko prokuratorzy mogą dybać na życie pani Joanny. W sumie solidnie na to zapracowała.
Joanna Chmielewska: Ależ skąd, ona sama zdecydowała, że woli być zbrodniarką niż ofiarą. I to jej się bardzo podobało.
wodnica: Rozumiem, że w Trudnym trupie jest to Anita, która już odsiedziała wyrok?
Joanna Chmielewska: Anita, która odsiedziała wyrok, bo jak przecież pamiętamy (albo nie) z Wszystkiego czerwonego, ona postanowiła robić za wariatkę uleczalną, no więc szybko to poszło.
wodnica: Nie boi się pani, że w końcu któryś ze znajomych panią zamorduje za umieszczenie go przez panią w kryminale?
Joanna Chmielewska: Ja lubię realia. Jestem w gruncie rzeczy reportażystką i bardzo łatwo mi się tworzy fikcję na bazie czegoś konkretnego. Najłatwiej jest trochę przerobić swoich znajomych, przyjaciół... Z tym, że z reguły oni są uprzedzani wcześniej i zgadzają się na to. Jeśli ktoś kategorycznie protestuje, to ja mu daję spokój. Chyba, że jest to mój wróg. (śmiech)
Piwna Chmielewska
wodnica: W Trudnym trupie leje się straszliwie dużo piwa. Wręcz hektolitry. Pojawiły się podejrzenia, że to pani protest przeciwko ustawie o zakazie reklamy alkoholu.Joanna Chmielewska: Po pierwsze jestem absolutnie przeciwna, ponieważ to ciągle jeszcze jest reminiscencja traktowania ludzi jak niedorozwinięte bydło. Jesteśmy dorośli, jesteśmy za siebie odpowiedzialni, idziemy do więzienia jeżeli się wygłupimy jakimś przestępstwem, płacimy mandaty na szosie, kiedy jedziemy za szybko. No przepraszam bardzo, albo jesteśmy ubezwłasnowolnieni, niedorozwinięci i nie trzeba nam nawet prawa jazdy dawać! Albo trzeba nam pozwolić... Mało - pozwolić, zmusić nas do życia odpowiedzialnego. I tu jest to samo. Ja jestem przeciwna tego rodzaju zakazom absolutnie. Natomiast w kwestii piwa, to po prostu byłyśmy z Martą Węgiel u Alicji, znanej powszechnie z książek, i tam piłyśmy piwo. I tak nam już zostało w całej książce. Marta powiedziała "słuchaj, nie wygłupiaj się, alkoholiczki jesteśmy". Ja mówię - nie szkodzi. Skończę książkę i scenariusz i przestaniemy być alkoholiczki! (śmiech)
wodnica: Pojawiło się również przypuszczenie, że może to piwo jest od CHMIELewskiej...
Joanna Chmielewska: Od tego chmielu? To mi do głowy wprawdzie nie przyszło, ale bądź co bądź jest to najłagodniejszy rodzaj napoju, jakiego można używać.
A co z hazardem - wyścigami i grą w kasynie? W Trudnym trupie, jak w wielu powieściach pani Joanny, nie brakuje szybkich skoków do kasyna. Niestety, w życiu jest ich coraz mniej - tu brakuje czasu. Lub możliwości zakopania topora wojennego.
Joanna Chmielewska: Z wyścigami, jak wiadomo, wdałam się w ciężką wojnę, więc tam przez dwa lata nie bywałam, tylko się znęcałam nad nimi. Byłam także w wielkiej wojnie (jestem nadal!) z Agencją Rolną Skarbu Państwa, która zrobiła wyścigom kolosalną szkodę, moim zdaniem. Natomiast w kasynie po prostu nie mam kiedy być! Przecież mnie nie ma w Polsce właściwie więcej niż pół roku, a jak jestem, to jednak piszę. Poza tym schody mnie zniechęcają do wychodzenia z domu. Ale... tam gdzie jadę w lecie, to one są, te kasyna. I konie są... (rozmarzenie)
Jestem kryminalistka!

Joanna Chmielewska: Nie wiem, ponieważ mam w tej chwili kilka pomysłów, które chciałabym jeszcze zrealizować. To wszystko zależy od wielu czynników, m.in. od samopoczucia, dlatego się usiłuję z całej siły leczyć. Dlatego siedzę nie w Warszawie, tylko poza, gdyż pobyt w innym klimacie doskonale mi robi. To są problemy krążeniowe, sercowe i tym podobne inne, które wymagają pewnej pieczołowitości. Natomiast oczywista sprawa, że jeżdżę z laptopem i pracuję, ale niewygodnie mi z nim, bo drukarka jest taka beznadziejna, że bardzo wolno drukuje i nie widzę własnego tekstu.
wodnica: A zagląda pani czasem do internetu?
Joanna Chmielewska: Nie, broń Panie Boże, ja nie mogę mieć internetu w komputerze.
wodnica: Dlaczego?
Joanna Chmielewska: W każdej chwili mi ktoś może wejść. Jakbym miała dwa komputery, to proszę bardzo, ale nie w ten, który jest moją absolutnie osobistą sprawą, na którym ja pracuję.
wodnica: Boi się pani włamywaczy?
Joanna Chmielewska: I wirusa, i włamywaczy, i osób, które z dobrego serca będą przeszkadzały. Tysiąca przeszkód.
wodnica: Czy myślała pani o napisaniu kryminału z hakerami w roli głównej?
Joanna Chmielewska: Nie, na tym się tak straszliwie nie znam, jeszcze bardziej niż na telewizji, że nie będę się tego zupełnie czepiać. Wolę pisać o czymś, o czym bodaj mam jakieś najsłabsze pojęcie.
wodnica: Pierwsza książka w tym roku już się ukazała. Kiedy następna i co to będzie?
Joanna Chmielewska: Nie wiem, Właśnie usiłuję ją napisać, a wchodzi mi w paradę scenariusz, gdzie muszę przecież tego trupa od razu znaleźć wcześniej, bo on miał być później. A teraz piszę... bo ja wiem... chyba dalszy ciąg kobiety i mężczyzny - jak wytrzymać ze sobą nawzajem.
Część wypowiedzi Joanny Chmielewskiej pochodzi z konferencji prasowej (to te, które zostały poprzedzone narracją, nie pytaniami), która odbyła się tuż po przeprowadzeniu wywiadu.
Wywiad przeprowadzony w czerwcu 2000 r.

wodnica: Sympatycy SF, którzy przeczytali Przeklętą barierę, odnieśli wrażenie, że jakoś tak prześlizgnęła się Pani nad tematem wędrówek w czasie... To przenoszenie głównej bohaterki z jednej epoki do drugiej jest dość niejasno wytłumaczone od strony teoretycznej.

Joanna Chmielewska: A co, oni chcieli dokładnie? Jeszcze czego! Akurat, ta! Ja się na tym kompletnie nie znam, ja sama tego nie rozumiem. Co ja mam o tym pisać?
wodnica: Na przykład jeden mój znajomy, który uwielbia SF i bardzo się podróżami w czasie interesuje mówi, że gdyby ona się tak przenosiła, to by trafiała do rzeczywistości równoległych i w związku z tym nie byłoby szans, żeby sama mogła sobie spadek załatwić.
Joanna Chmielewska: Tak, tak, no oczywiście, ja też to samo rozumiem, tylko że ona mogła sobie to robić troszkę inaczej. A on tak już umie? Nie. Też nie umie. No proszę!
wodnica: A co z tymi fizykami nieszczęsnymi, czy Pani wie o nich tyle, co narratorka, czy trochę więcej?
Joanna Chmielewska: A skąd tam! Oni się nie dali. To znaczy - nie mieli cierpliwości ze mną rozmawiać. Ale przecież wszyscy wiemy, że jest czwarty wymiar, nieprawdaż? Że się czasoprzestrzeń zakrzywia, itd. Co prawda i tak nie wierzę w nieskończoność, ale to nie szkodzi.
wodnica: Czyli fizyków zostawiamy na boku?
Joanna Chmielewska: Tak, niech oni się sami martwią.
wodnica: Jeden z czytelników internautów zwrócił uwagę na to, że chyba bohaterce pomylili się pisarze. Wspomina ona - a pochodzi wszak z 1882 roku - że czytała o podróżach w czasie książkę Verne'a.
Joanna Chmielewska: Specjalnie sprawdziłam, kiedy wyszła po raz pierwszy.
wodnica: I co to była za książka? Nikt nie potrafi znaleźć książki Verne'a o podróżach w czasie.
Joanna Chmielewska: W... to był... Wehikuł czasu !
wodnica: Ale to jest Wellsa...
Joanna Chmielewska: Wellsa... zaraz... nie... Verne był... pisał w czymś... bo ja to nawet mam w domu i sprawdziłam, kiedy to było pierwszy raz wydane - w 75 czy 78 - coś w tym rodzaju. W każdym razie sprawdziłam i chodziło o Verne'a, a nie o Wellsa.
wodnica: To straszne, bo nikomu się nie udało do tego dotrzeć. Pani musiała mieć jakieś zupełnie niesamowite źródła.
Joanna Chmielewska: Mogła tam być po prostu wzmianka, mogło być coś małego. Jakby co, to ja sprawdzę jeszcze i dopiszę na przykład w wydaniu poprawionym i uzupełnionym - ten Verne to jest ten kawałek na tej stronie (śmiech).
wodnica: Jedna z internautek ma do Pani pretensję o nierozwinięcie romansowego wątku stangreta...
Joanna Chmielewska: No tak, ale to już byłoby za dużo, strasznie gruba się ta książka robiła. W ogóle bym jej nie skończyła, kilka lat mogłabym pisać.

Joanna Chmielewska: Książka kucharska
wodnica: Czy wiadomo, kiedy się ukaże?
Joanna Chmielewska: Na początku lipca, jak się uda.
wodnica: Jakie przepisy się tam znajdą?
Joanna Chmielewska: Różne.
wodnica: Bardziej współczesne, czy z przeszłości?
Joanna Chmielewska: Różne.
wodnica: Na ostro czy na słodko?
Joanna Chmielewska: Na ostro! Ja na słodko to nie, bo ja się odchudzam... Tam mało jest na słodko.
wodnica: A beletrystyka?
Joanna Chmielewska: Oj, to nie wiem.
wodnica: Ma Pani już jakiś pomysł?
Joanna Chmielewska: Kilka, więc nie wiem, co z tego wyniknie.
wodnica: Przeklęta bariera to w Pani karierze druga książka SF po Lądowaniu w Garwolinie...
Joanna Chmielewska: Lądowanie w Garwolinie to trochę inne science - fiction (śmiech).
wodnica: Czy teraz też zamierza Pani iść w tym kierunku?
Joanna Chmielewska: Teraz współcześnie bym chciała. Muszę jakieś skromne, spokojne, kameralne przestępstwo załatwić. Może coś spróbuję sama... ukraść coś albo włamać się gdzieś i zobaczę, jak zostanę potraktowana przez władze.
wodnica: Wróci Joanna???
Joanna Chmielewska: Nie wiem, może. Ta stara gropa?
wodnica: A co z Alicją w takim razie?
Joanna Chmielewska: Ona tez stara gropa. Ale jeśli, to chyba ją trzeba będzie dołożyć. Bez tego się nie obejdzie.
wodnica: No i bez blondyna w takiej sytuacji.
Joanna Chmielewska: Jakiegoś tam wymyślimy.
Wywiad przeprowdzony w styczniu 2000 r.
Książki Joanny Chmielewskiej nie opuszczają list bestsellerów. Rok 1999 przyniósł dwa nowe tytuły - Najstarszą prawnuczkę i Depozyt plus wznowienia kilku starszych utworów. Tymczasem autorka Studni przodków przygotowuje kolejną opowieść. 
Joanna Chmielewska: Nie, na początku marca ona nie zdąży nieszczęśliwa, przypuszczam, że w kwietniu będzie.
wodnica: Co to takiego będzie?
Joanna Chmielewska: O Boże! Nie umiem nawet tego powiedzieć. Tak dziwaczny utwór, że sama nie byłam pewna (i nie jestem do tej pory), czy jest sens go pisać... Ponieważ jest to powieść historyczna, która dzieje się w czasach współczesnych.
wodnica: Czyli coś takiego jak Najstarsza prawnuczka?
Joanna Chmielewska (ze zgrozą): Jeszcze gorzej.
wodnica: Niemożliwe!
Joanna Chmielewska: Jak Boga kocham, jeszcze gorzej. Samo mi tak wyszło. I naprawdę, to od początku zaczęłam sama sobie pisać dla żartu, niepewna, co z tego wyniknie. No i nadal jestem niepewna, ale już kończę, już kończę.
wodnica: Czyli pani jeszcze jej nie napisała, ale już wiadomo, że się ukaże?
Joanna Chmielewska: Och, jeżeli mi brakuje ledwo kilku stron do końca, to ja już właściwie napisałam! I nawet wiem, jak się kończy!
wodnica: A jaki będzie mieć tytuł?
Joanna Chmielewska: Trudno powiedzieć... To znaczy ja przypuszczam, że tytuł będzie Przeklęta bariera. Z tym, że jeszcze w stu procentach głowy za to nie dam. Na 99,9%
wodnica: To nie będzie kryminał jak rozumiem...
Joanna Chmielewska: Och, trupy się poniewierają tam, oczywiście i jakaś część kryminalna musi być, bez tego by się nie obeszło. Ale w trochę... no... innym aspekcie.
wodnica: To będą zbrodnie, czy śmierci naturalne?
Joanna Chmielewska: O nie, zbrodnie, jedna za drugą oczywiście.
wodnica: Jak pani to robi, że - mimo iż trup ściele się gęsto - to jest to śmieszne?
Joanna Chmielewska: A bo to są obce trupy. My ich nie kochamy.
wodnica: No tak, tragicznie było, kiedy nie wiedzieliśmy, co się dzieje z Alicją, gdy omal nie zginęła...
Joanna Chmielewska: A nie, no toż było wiadomo, że Alicji nie mogę utrzymać w grobie, muszę ją ożywić.
Autorka Lesia - jak twierdzi - nie przepada za publicznymi występami: Ja w ogóle nie lubię występować przed kamerą. Bardzo - podkreśla, zaglądając kokieteryjnie w oko obiektywu. Pani Joanna woli zajmować się pisaniem...
Ja jestem od tego, żeby pisać, a nie od tego, żeby za gwiazdę robić - wyjaśnia. I podlicza, ile trwa pisanie książek: Tak mi wychodzą po dwie rocznie, mniej więcej. Być może byłyby po trzy, gdyby mi nie zawracano głowy czym innym. A ja wcale nie chcę! Ja bardzo lubię siedzieć i pisać, i nienawidzę załatwiać.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Wywiad z Joanną Chmielewską - laureatką Wielkiego Kalibru Empiku, w przeddzień premiery nowej powieści królowej polskiego kryminału.
- We wcześniejszych powieściach wytoczyła Pani batalię obżartuchom, objechała z góry na dół organizatorów warszawskich wyścigów konnych, nie żałowała Pani ostrych słów prokuratorom i politykom, a w swojej najnowszej książce "Rzeź bezkręgowców" bierze Pani na widelec reżyserów filmowych. Co oni Pani uczynili? Czy zasłużyli na tak okrutną karę?
- Jaką tam okrutną. Naprawdę okrutną karą byłoby sadzanie na rozpalonym ruszcie, to po pierwsze, a po drugie, ja tylko chcę delikatnie zwrócić na nich uwagę.
- Czy morduje Pani literacko tylko osobiście sobie znanych reżyserów, na przykład tego, który z powodu braku poczucia humoru sknocił serial "Trudny trup", czy także innych?
- Jak leci - wszystkich, którzy paskudzą cudze. Tych, którzy robią własne, wcale się nie czepiam.
- Co Pani odczuwa w trakcie i po przelaniu na papier złości wobec jednostek bądź grup zawodowych, które Panią zdenerwowały? Czy w pewnym sensie wyręcza Pani polski wymiar sprawiedliwości?
- Osobistą satysfakcję. Wymiar sprawiedliwości ma mnie w nosie.
- Komu jeszcze Pani nie daruje i za co ukarze śmiercią w swojej kolejnej powieści? Czy zastanawiala się Pani nad innymi karami? Jakimi, jeśli tak? Czy wprowadziłaby je Pani do Kodeksu Karnego?
- O, to będzie dłuuuuuuga odpowiedź. Pierwsza część pytania to pryszcz, wybór jest duży. Druga natomiast...Owszem, chętnie wprowadziłabym do Kodeksu Karnego karę za zatrudnianie w charakterze konferansjerów, prezenterów i spikerów osób uwielbiających samogłoski eeee i yyy, oraz spółgłoski w rodzaju mmm, hmhm i wszystko pośrednie między nimi. Zwykły człowiek, zaskoczony występem publicznym, ostatecznie ma prawo, zawodowiec przenigdy! Proponuję karę piętnaście lat więzienia, albo pięć milionów euro na cele charytatywne, albo przez dwadzieścia godzin na dobę wysłuchiwanie wyżej wymienionych przerywników z oprzyrządowaniem na uszach aż do osiągnięcia całkowitej głuchoty. A najlepiej wszystko razem.
- Na współpracę z Martą Węgiel Pani nie narzekała. Czy jest szansa, że wspólne popijanie piwa z tą reżyserką zakończy się czymś więcej niż sympatycznymi dyskusjami utrwalonymi na kartach Pani książek, na przykład jakimś filmem? Czy udało się paniom znaleźć 9 mln dolarów na samodzielne wyprodukowanie filmu?
- Narzekam. Martusia jest zbyt dobrą dokumentalistką, żeby się siłą pchać na fabularne, a dziewięciu milionów uporczywie nie mamy.
- W ubiegłym roku doczekał się dodruku "Nawiedzony dom", kryminał dla młodych czytelników z Janeczką i Pawełkiem w rolach głównych. Co dzieje się obecnie z Janeczką i Pawełkiem? Czy założyli własne rodziny? Mają równie rezolutne i wszędobylskie dzieci?
- Janeczka i Pawełek są już dawno dorośli, ich dzieje przechodzą do historii. Kto z dzisiejszych młodych czytelników wie, co to była sprzedaż wiązana? Albo prawo do nabycia czajnika za przyniesienie dziesięciu kilo makulatury? Rzeczywiście, obecnie musiałyby działać ich dzieci, ale na razie są za małe.
- Jaka jest szansa na kolejną powieść kryminalną dla młodszej młodzieży Pani autorstwa? I dla starszej, jak "Większy kawałek świata"?
- Nie mam najbledszego pojęcia. Proponuję natomiast przestać paskudzić takie rzeczy jak "Wakacje" Putramenta, Deotymę, Makuszyńskiego, bo przeczuwam w jasnowidzeniu: autorzy z grobu wstaną i będą sprawców straszyć po nocach! Czego sprawcom szczerze życzę.
Pytała Magdalena Walusiak
Wymiar sprawiedliwości ma mnie w nosie - wywiad z Joanną Chmielewską

- We wcześniejszych powieściach wytoczyła Pani batalię obżartuchom, objechała z góry na dół organizatorów warszawskich wyścigów konnych, nie żałowała Pani ostrych słów prokuratorom i politykom, a w swojej najnowszej książce "Rzeź bezkręgowców" bierze Pani na widelec reżyserów filmowych. Co oni Pani uczynili? Czy zasłużyli na tak okrutną karę?
- Jaką tam okrutną. Naprawdę okrutną karą byłoby sadzanie na rozpalonym ruszcie, to po pierwsze, a po drugie, ja tylko chcę delikatnie zwrócić na nich uwagę.
- Czy morduje Pani literacko tylko osobiście sobie znanych reżyserów, na przykład tego, który z powodu braku poczucia humoru sknocił serial "Trudny trup", czy także innych?
- Jak leci - wszystkich, którzy paskudzą cudze. Tych, którzy robią własne, wcale się nie czepiam.
- Co Pani odczuwa w trakcie i po przelaniu na papier złości wobec jednostek bądź grup zawodowych, które Panią zdenerwowały? Czy w pewnym sensie wyręcza Pani polski wymiar sprawiedliwości?
- Osobistą satysfakcję. Wymiar sprawiedliwości ma mnie w nosie.
- Komu jeszcze Pani nie daruje i za co ukarze śmiercią w swojej kolejnej powieści? Czy zastanawiala się Pani nad innymi karami? Jakimi, jeśli tak? Czy wprowadziłaby je Pani do Kodeksu Karnego?
- O, to będzie dłuuuuuuga odpowiedź. Pierwsza część pytania to pryszcz, wybór jest duży. Druga natomiast...Owszem, chętnie wprowadziłabym do Kodeksu Karnego karę za zatrudnianie w charakterze konferansjerów, prezenterów i spikerów osób uwielbiających samogłoski eeee i yyy, oraz spółgłoski w rodzaju mmm, hmhm i wszystko pośrednie między nimi. Zwykły człowiek, zaskoczony występem publicznym, ostatecznie ma prawo, zawodowiec przenigdy! Proponuję karę piętnaście lat więzienia, albo pięć milionów euro na cele charytatywne, albo przez dwadzieścia godzin na dobę wysłuchiwanie wyżej wymienionych przerywników z oprzyrządowaniem na uszach aż do osiągnięcia całkowitej głuchoty. A najlepiej wszystko razem.
- Na współpracę z Martą Węgiel Pani nie narzekała. Czy jest szansa, że wspólne popijanie piwa z tą reżyserką zakończy się czymś więcej niż sympatycznymi dyskusjami utrwalonymi na kartach Pani książek, na przykład jakimś filmem? Czy udało się paniom znaleźć 9 mln dolarów na samodzielne wyprodukowanie filmu?
- Narzekam. Martusia jest zbyt dobrą dokumentalistką, żeby się siłą pchać na fabularne, a dziewięciu milionów uporczywie nie mamy.
- W ubiegłym roku doczekał się dodruku "Nawiedzony dom", kryminał dla młodych czytelników z Janeczką i Pawełkiem w rolach głównych. Co dzieje się obecnie z Janeczką i Pawełkiem? Czy założyli własne rodziny? Mają równie rezolutne i wszędobylskie dzieci?
- Janeczka i Pawełek są już dawno dorośli, ich dzieje przechodzą do historii. Kto z dzisiejszych młodych czytelników wie, co to była sprzedaż wiązana? Albo prawo do nabycia czajnika za przyniesienie dziesięciu kilo makulatury? Rzeczywiście, obecnie musiałyby działać ich dzieci, ale na razie są za małe.
- Jaka jest szansa na kolejną powieść kryminalną dla młodszej młodzieży Pani autorstwa? I dla starszej, jak "Większy kawałek świata"?
- Nie mam najbledszego pojęcia. Proponuję natomiast przestać paskudzić takie rzeczy jak "Wakacje" Putramenta, Deotymę, Makuszyńskiego, bo przeczuwam w jasnowidzeniu: autorzy z grobu wstaną i będą sprawców straszyć po nocach! Czego sprawcom szczerze życzę.
Pytała Magdalena Walusiak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz